środa, 25 lutego 2015

Ktoś prosił o gąbkę?

- Zapalę światło, łatwiej będzie Paniom się rozbudzić.
Pełna zapału, który nieczęsto towarzyszy mi z początkiem tygodnia wpadam do sali, naciskając włącznik. Poniedziałek. Oddział rehabilitacji.
- Piękny dzień wstaje, dzień dobry. Jestem studentką, będziemy dzisiaj opiekować się tą salą.
Zaspane jeszcze oczy zaczynają się otwierać, wpuszczając coraz to więcej światła. Źrenice maleją. W odpowiedzi głucha cisza. Zamiast dźwięku uśmiech na pomarszczonych ustach.
- Czy ma Pani swoje przybory do mycia?
W oczach widzę niezrozumienie mojego pytania. Muszę znaleźć niezbędne przedmioty, by pacjentka mogła wykonać poranną toaletę. Miska - woda - mydło - jest.
- Czy ma Pani swoją gąbkę?
-  Nie, dziecino. Ja nigdy nie miałam gąbki.
Rozglądam się. Jakaś gąbka leży na umywalce.
- A to nie jest przypadkiem Pani gąbka?
- Nie, to na pewno nie jest moja. Ja nie mam gąbki. Nigdy nie miałam żadnej gąbki.
Pierwszy raz na oddziale, pierwszy kontakt z pacjentką, potrzebuję pomocy.
Pomoc jest. Pomoc udziela cennych porad, uświadamia, wskazuje również właściciela zagubionego przedmiotu.
Kilka minut przy pacjentce pozwala mi wysnuć niezbędne wnioski. Zaczynam załapywać. Wiem, że muszę inaczej prowadzić rozmowę. Żadnych rozbudowanych zdań, żadnych trudnych słów, krótki, konkretny przekaz pełen ciepła i serdeczności.
 - Pani Mario, to jest Pani gąbka. Odkładam ją tu, gdzie leżała wcześniej. Proszę popatrzeć.
Nie mam pewności, że pacjentka zapamięta tą informację. Dbam raczej o interakcję. Znowu widzę niezrozumienie. Na pytające spojrzenie, powtarzam raz jeszcze:
- Gąbka. To jest Pani gąbka. Gąbka do mycia. Żółta gąbka. Takiego samego koloru, jak Pani koszulka.
- Aaa... gąbka. Tak, wiem co to jest. Gąbka do mycia. Tak, wiem, co to jest gąbka. Tak, już rozumiem, to moja gąbka. Dobrze, dziecino. Moja żółta gąbka. Do mycia. Dobrze, dziecino.
Biorę głęboki wdech, patrzę na Panią Marię. Tak sobie myślę... Rodzimy się, uczymy, poznajemy nowe rzeczy, przedmioty, poznajemy ich zastosowanie, używamy ich, często całe życie, później zapominamy i znów wracamy do stanu, gdzie musimy się uczyć tego na nowo. Czasem codziennie tego samego, codziennie od początku. Czasem codziennie, już do końca życia, dopóki jest ktoś, kto ciągle ma chęć, by przypominać...
 (...)  
Popołudnie. Pani Maria opowiada mi o swoim życiu. Zdziwiona usytuowaniem chronologicznym pewnych wydarzeń pytam:
- To ile Pani ma lat tak dokładnie, jeżeli oczywiście mogę zapytać.
W pytaniu zawarłam słowo "dokładnie", ponieważ garść informacji uzyskałam o pacjentce od pracujących tam pielęgniarek. Wiedziałam, że dziewięćdziesiąt parę. To dobry wiek. Wiek, który powoduje, że wcale nie liczę na "dokładną" odpowiedź. 
Pani Maria patrzy się na mnie z uśmiechem.
- Oj, dziecino ja to już mam oho ho! Ja to już mam... poczekaj, niech policzę... Ja to już będę miała ze trzydzieści... dwa?
Powstrzymuję wybuch śmiechu. Ograniczam się do uśmiechu, całkowicie rozczulona odpowiedzią. 
- No, no. To sporo. Więc na pewno dużo Pani już przeżyła.
Ja mam prawie dwadzieścia dwa. Za dziesięć lat i ja będę miała "już" trzydzieści dwa, a śmiem wątpić, że zdołam zgromadzić do tego czasu tak wielki bagaż doświadczeń. 
Każda chwila na oddziale, każdy nowo poznany pacjent, uczy mnie o życiu czegoś nowego. Nie zawsze mam siłę na rozmyślanie. Na refleksję. Nie zawsze chce mi się analizować te sytuacje. Ale w głębi serca mam świadomość, że wracam z zajęć bogatsza. Bogatsza o coś, czego nikt nie jest w stanie mi odebrać. Wychodząc wtedy z oddziału, pomyślałam "jest dobrze, dziecino", "łap życie, dziecino". "Łap je w pełni".
"Wykorzystuj w pełni każdą chwilę, bo zanim się obejrzysz minie te "dziesięć" lat i ty również możesz już nie pamiętać, czym jest gąbka"...